Rys duchowy bł. Stefana Wyszyńskiego
On był jak orzeł, choć nie usługiwał ustrojowi, w którym przyszło mu służyć.
Nadmiar zajęć i ksiąg do przeczytania przecieła wojna pozostawiając na duszy trwały znak męki o nowy świat.
Nieprędko było mu odnaleźć się, gdy wreszcie ustał grzmot dział
i zapanowała cisza, chłodna.
Rozpalać do życia miały pożądania – dom, M4, M2 i radość z lubieżnego obcowania ciał.
Ten dobytek spadł na barki kapłana, którego Adam bardzo pokochał.
Układać się nie miał jak, gdy zewsząd tylko 'co kto dostał’, pozostał w tym układzie sam, przyszła na pomoc Matka, Boska.
Przyjął ten dar tak, jak jeszcze nigdy dotąd i trwał przy tym obrazie mdlejącym i szepczącym jęki boleści jakie Matce zadawał naród stworzony na kształt zamysłu Syna.
Nieprzerwanie wypraszał i błagał aby kara jeszcze nie przyszła, aby się odsunęła chłosta choć o rok, o kilka lat.
Narodzeniem przyszła nadzieja, że może by ktoś głowę za ten kraj dał – Jan.
Miłość nieustająca do Matki i starania dały znak, który do dzisiaj przypomina nam jak podły potrafi być stan, który Obraz niewinny zamyka i stawia w cieniu krat.
Tak się zakradł do Serca Tej Odwiecznej Ucieczki Miłości i dał się ponieść na szlak, aby przygotować miejsce dla syna, Syna Polski, który uratuje ten raj.
Zgubna droga człowieka, któryby coś zdziałać chciał sam, nauka Stefana porzeka:
„Byś istniał – kochaj swój kraj”.